Homilia na XII Niedzielę zwykła roku A
Nie znamy dnia ani godziny, gdy Bóg objawi nam prawdę o sobie samym. Tak też było w tym przypadku, gdy poranny powiew świeżości oświecił moje serce i umysł. Na myśl przyszło mi pytanie: Czy człowiek powinien bać się Boga? Odpowiedź okazała się o wiele trudniejsza niż się spodziewałem. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy przeczytałem fragment Ewangelii na dzisiejszą niedzielę: Nie bójcie się ludzi (…) Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.
Czy paradoks strachu i miłości względem tej samej osoby da się jakoś wytłumaczyć?
Każdy z nas zapewne zadawał sobie pytanie o istotę relacji z Bogiem: jak pogodzić bojaźń Bożą, o której tak często słyszymy na kartach Pisma Świętego, z miłością, której domaga się od nas Jezus Chrystus? Czy paradoks strachu i miłości względem tej samej osoby da się jakoś wytłumaczyć? W powszechnym przekonaniu człowiek przecież powinien bać się Boga, a sformułowanie: „On nawet Boga się nie boi” nie jest tylko pustym frazesem. Z drugiej strony Nowy Testament zapewnia nas, że człowiek może względem Boga okazywać miłość, która nie jest oparta na strachu, ale wewnętrznej wolności i wyborze. Miłość ze strachu nie jest miłością, ale przymusem okazywania czci, który w gruncie rzeczy jest jedynie parodią cnót nad cnotami.
Z pomocą przychodzi nam tutaj pewne rozróżnienie, które rozwiązuje powyższy paradoks. Polega on na tym, aby oddzielić to, kim jest Bóg od tego jaki jest. Człowiek bojący się Boga boi się tego, kim jest Bóg, ale jednocześnie nie powinien bać się tego, jaki jest Bóg. S. Kierkegaard mówił o tajemnicy Boga, która jest przerażająca i fascynująca zarazem. Boimy się Boga, gdyż jest inny niż my. Teologia używa nawet sformułowania totaliter aliter, co można tłumaczyć jako „całkowicie inny”. Jest Nieznanym i nawet posiadając najszczersze chęci nie poznamy Go do końca, a człowiek z natury rzeczy boi się nieznanego i nieznajomych. Z dzieciństwa przecież pamiętamy zasadę, że z nieznajomymi mamy się nie zadawać. W tym sensie Bóg rzeczywiście wywołuje w człowieku lęk. Objawia się jako niedostępny, tajemniczy, ukryty i oddzielony od człowieka tak dalece, że raczej wiemy kim nie jest niż kim naprawdę jest.
Teologia używa nawet sformułowania totaliter aliter, co można tłumaczyć jako „całkowicie inny”.
Na szczęście to nie jedyne doświadczenie Boga, a bojaźń Boża ma swoje drugie oblicze. To prawda, że boimy się tego, kim jest Bóg, ale kochamy Go przede wszystkim za to jaki jest. A jest dobry, sprawiedliwy, miłosierny, bliski, współczujący i kochający. Wiele jest określeń, które przekonują nas o tym, jak mocno powinniśmy okazywać Mu naszą miłość. Jeżeli natomiast ktoś miałby wątpliwości, jaki jest Bóg i czy rzeczywiście godny jest kochania to powinien przypomnieć sobie prawdę o wcieleniu Jezusa Chrystusa, który z miłości do ludzi został posłany na świat, aby jednoznacznie objawić się i dać ostateczną odpowiedź na pytanie o to jaki jest Bóg i jaki jest Jego stosunek do nas.
A zatem, gdy pojawi się w nas wątpliwość o tym, czy Boga należy się bać, to powinniśmy szczerze ją rozwiać zdaniem: Boimy się tego kim jest, ale nie boimy się (i kochamy Go za to) jaki jest.