Michalici

W oczekiwaniu na Beatyfikację (3). Moje spotkania z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim

08-09-2020

facebook twitter
Jego Eminencję, Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski, poznałem w Otwocku. Jako młody chłopak, byłem ministrantem przy małej kaplicy, przylegającej do domu zakonnego Księży Pallotynów.

Opiekunem naszej ministranckiej grupy był ks. Edmund Boniewicz, rektor pallotyńskiej wspólnoty.  Był on wspaniałym mentorem i bliskim nam człowiekiem. Bardzo lubiliśmy przebywać w jego towarzystwie i rozmawiać z nim.

Ksiądz Edmund Boniewicz przez wiele lat był spowiednikiem i kierownikiem duchowym Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zawsze wypowiadał się on o Prymasie Polski z wielkim szacunkiem i uznaniem. Widział w nim kapłana zakochanego w Bogu, a najlepszym tego wyrazem, była modlitwa, którą często podejmował Ksiądz Kardynał. To właśnie z duchowych rozmów ze Stwórcą, czerpał on siłę do wypełniania trudnych zadań, które przynosiła codzienność.

Kardynała Stefana Wyszyńskiego znałem osobiście. Dobrze pamiętam momenty, gdy przyjeżdżał do pallotyńskiej kaplicy. Niezwykle kochał on Maryję. Zawsze, zanim wszedł do kaplicy, zatrzymywał się wcześniej przed figurą Matki Bożej Saletyńskiej, która znajdowała się w małym ogrodzie. Po wejściu do świątyni, klękał przed obrazem Matki Najświętszej i trwał w modlitewnym rozmyślaniu. Wiele razy posługiwałem Prymasowi Polski podczas Eucharystii. Miałem wówczas wrażenie, że przebywam w obecności kogoś wyjątkowego, człowieka głębokiej wiary i wielkiego skupienia. Swoje kazania zwykł on rozpoczynać słowami: „Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci Narodu Polskiego”.

Z modlitwy czerpał ogromną miłość do każdego, spotkanego na swojej drodze człowieka, w każdym widział Dziecko Boże. Dla nas,  młodych ministrantów,  powodem do wielkiej dumy było to, że Prymas podchodził do nas i otwarcie rozmawiał z nami o naszym życiu, po ojcowsku pocieszał nas. Podczas tych przyjacielskich konwersacji, często pytał nas, dorastających chłopców, czy kochamy Maryję.  W pamięci utkwiły mi takie oto Jego słowa: „Maryja jest Waszą i moją Matką, jest Królową Polski, która zawsze prowadzi swoje dzieci do Jezusa. Bądźcie zawsze przy niej”. Widziałem w Prymasie kapłana, który bardzo mocno kochał kościół, kochał swój kraj i z całych sił troszczył się o jego losy.

Szczególnie dobrze zapamiętałem spotkanie z Prymasem Polski podczas obchodów Millenium Chrztu Polski na Jasnej Górze. Dokładnie pamiętam ten dzień, 3 maja 1966 roku, gdy na początku Eucharystii Kardynał Stefan Wyszyńskie ogłosił, że przy ołtarzu postawiono fotel papieski, na którym położono bukiet róż i wielkie zdjęcie papieża Pawła VI, któremu władze Polski nie wyraziły zgody na przyjazd do naszego kraju. Po wypowiedzeniu tych słów wielotysięczny tłum wiernych rozpłakał się. Prymas wyznał, że do końca miał nadzieję, że Ojciec Święty będzie  wśród narodu polskiego w tych wyjątkowych chwilach. Mówił też, że Paweł VI, choć nie może być tutaj z nami fizycznie, łączy się z Polakami duchowo. Wtedy rozległy się głośne oklaski licznie zebranych wiernych.

Do dziś wspominam ten dzień z ogromnym wzruszeniem. Jako osiemnastoletni młodzieniec, już wtedy dostrzegałem, że  Kardynał Stefan Wyszyński to niezwykła osobowość, od której wręcz promieniowała świętość i wielka duchowość. Z całego serca dziękuję Panu Bogu i Matce Najświętszej za to, że mogłem w swoim życiu spotkać, obok świętego Jana Pawła Wielkiego, jeszcze jednego Świętego, Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Wielkiego Prymasa Tysiąclecia. Dzisiaj, nadal  pełniąc posługę ministranta, choć już jako emeryt, służę Panu Bogu i Maryi.

Ryszard z Bemowa