Nasza Wilja
24-12-2020
Miejsce Piastowe, Grudzień 1913Są chwile w życiu ludzkim tak rzewne i podniosłe, że samo i wspomnienie rozczula nieraz i do łez pobudza w życiu późniejszem. Do takich zaliczam naszą coroczną Wilję Bożego Narodzenia. Wspomina się o niej przez cały rok w zakładzie, a każdemu na te słowa rozwesela się oblicze i tysiące najprzyjemniejszych wspomnień przesuwa się w pamięci.
Gdy zaś nadejdzie Adwent, panuje wśród młodzieży zakładowej jakiś uroczysty nastrój: wszyscy czują, że Dzieciątko Boże, które w postaci maluczkiej schyli się nawet do najbiedniejszych, jest już blisko, stara się więc każdy przygotować Mu jak najpiękniejszy żłóbek w sercu swojem.
Nadchodzi dzień 16 grudnia. Co za radość! Oto już rozpoczynamy nowennę do Boskiego Dzieciątka, Rozgłośnie brzmi codziennie rano w kaplicy zakładowej: „Regem venturum Dominum, venite, adoremus” (Króla nadchodzącego i Pana — pójdźcie adorować) ! Jakim urokiem bywają oddane i jakiem nabożeństwem napełniają się dusze dziecinne na odgłos tych prostych a przepięknych melodyi, trudno wypowiedzieć, trzeba być dziecięciem tak opuszczonym jak sieroty, mieć ich ufność do Boskiego Dzieciątka i uczestniczyć ich duszą w tem nabożeństwie.
Na korytarzu pierwszego piętra wisi na ścianie skrzyneczka, wykonana pięknie przez wychowanków, tzw. Bukiecik Nowenn. W niej za szkłem znajduje się karteczka napisana ręką najukochańszego Ks. Rektora. Tam każdy skwapliwie czyta, w jakiej cnocie ma się ćwiczyć, aby się przypodobać Boskiemu Dzieciątku i postanawia pamiętać o tem przez cały rok.
Ale już nadszedł dzień wigilijny. Rano garną się wszyscy do konfesyonału, aby oczyścić serduszka swoje, potem przez cały dzień wielką ochotą i radością przygotowują pod kierunkiem przełożonych swoich dom na święta: jedni myją podłogi i korytarze, inni znów krzątają się na podwórzu zakładowym.
Z lasu przywieziono zgrabnego świerka, W zwyczajnym czasie nie dziwiłoby to nikogo, dziś jednak, dla zaszczytu, co go ma spotkać, stał się świerk przedmiotem godnym szczególniejszej uwagi.
— Na tej gałązce zawieszą złote jabłuszko, na tamtej orzechy, na samym zaś wierzchołku będzie królować Dzieciątko Boże — powiada Franuś.
— O! Nie ciesz się przed czasem, odzywa się Jasiek, bo nie wiesz, czy są jabłuszka i orzechy, wszak niedawno mówił nam pan prefekt, że pieniędzy brakuje i nie ma nawet za co kupić żyta i sypialni nie opalają, bo nie ma węgla.
— Może nam Dzieciątko co przysłało na święta przez dobrych ludzi, bośmy się o to modlili - odrzekł Staś, zresztą, gdyby nie było czem drzewka ubrać, to by go z lasu nie przywozili.
— Dobrze mówi, zawołali inni — i nadzieja rosła. Zabrano potem drzewko do refektarza, gdzie Franuś K. i Antoś T. przystrajali je za parawanem.
Nadszedł wieczór. Gdy pierwsza gwiazdka na niebie się ukazała, ozwał się dzwonek i wszyscy z radością garną się do refektarza. Wkrótce nadszedł także nasz najukochańszy Ojciec Rektor (Ks. Bronisław Markiewicz), jak zwykle uśmiechnięty.
— Jak się macie, dzieci drogie?- w tej chwili stoczyła go cała gromada chłopców, cisnących się do ucałowania jego czcigodnej ręki, co ich tu przygarnęła, tak, iż się z miejsca ruszyć nie mógł. O...o…dzieci drogie, bo mnie udusicie… i śmiał się głaskając te główki dziecięce, będące po Bogu największą jego pociechą na ziemi.
Tymczasem przygotowano już wszystko. Za chwilę zza parawanu płonące drzewko, przystrojone pięknymi jabłuszkami, orzechami, cukierkami, kolorowymi łańcuchami, a na samym wierzchołku królowało Dzieciątko Boże.
Złożywszy najprzód życzenia Przełożonym Zakładu chodził O. Rektor z opłatkiem od jednego chłopca do drugiego, życząc każdemu w kilku słowach tego, co uważał za najodpowiedniejsze dla niego. Przy tem można było się przekonać, jak dokładnie znał duszę i potrzeby wszystkich: „Tobie Stasiu życzę pokory, Franusiowi cierpliwości , Antosiowi, aby był wielkim świętym”. Łzy radości stanęły każdemu w oczach, gdy łamał opłatek z rąk tak ukochanego Ojca i usłyszał słowa, które jak promienie słoneczne padały na jego duszę.
Nie obeszło się i bez śmiesznych epizodów. Był pomiędzy chłopcami Władzio, który wzrostem przewyższał innych, ale zbyt wielkim rozumem nie grzeszył. Jemu Ojciec Rektor między innymi życzył także, aby został dzielnym ogrodnikiem, bo Władzio pracował w ogrodzie. Jak się to nieraz zdarza, zdobył się i nasz Władzio na odpowiedź. Życzył Ojcu Rektorowi tego samego nawzajem. Uśmiali się towarzysze i sam O. Rektor serdecznie się ubawił.
Potem otrzymał każdy po kilka opłatków, aby miał się czem podzielić i złożyć życzenia swoim towarzyszom.
Lecz to jeszcze nie koniec uroczystości, bo oto dwóch zuchów niesie kosz pełen strucli. Nowa radość! W zakładzie chleb biały - to niezwykłe zjawisko .Przez cały rok używają przełożeni jaki wychowankowie chleba razowego, biały pojawia się najwyżej trzy razy do roku i to na największe święta. Podano także barszcz z grzybkami, makówki i śliwki, oprócz tego coś do garści orzechów włoskich i laskowych. Po wieczerzy w całym refektarzu słychać było tylko życzenia i śpiew kolęd. I tak śpiewano dopóki dzwonek nie zawołał wszystkich na przedstawienie „Jasełek" do sali teatralnej. Z „Jasełek” powróciliśmy znów do refektarza .Tylko najmniejsi udali się na spoczynek , a inni czuwali do północy śpiewając kolędy.
Ponieważ w zakładzie nie było wówczas więcej, tylko sam Ks. Rektor, a oprócz tego miał jeszcze parafię, ruszyliśmy na pasterkę do kościoła parafialnego.
Dziś, gdybyś przyszedł na Wilję do zakładu, znajdziesz tam wszystko tak samo, jak dawniej, ale ujrzysz także wielką próżnię, nie da się niczym zastąpić - nie zobaczysz już tej ukochanej postaci O. Rektora, tego anioła sierot polskich, z zawsze pogodnem, uśmiechniętem i wesołem obliczem - a także łaskawem, że sam jego widok wlewał błogość do duszy. Dziś on w grobie, a dusza jego z pewnością spogląda z wyżyn niebieskich na ukochaną gromadkę, którą tu zebrał, sercem swoim ogrzał i do Boga prowadził. I w roku niniejszym niejedna łza zabłyśnie nie tylko w oczach dzieci, ale i przełożonych, gdy przy opłatku nie usłyszą już słodkiego głosu z życzeniami swego najdroższego Ojca...
Zdjęcia Zakładu w Miejscu Piastowym pochodzą ze zbiorów NAC