Przeprowadzone ostatnio w Irlandii referendum w sprawie liberalizacji prawa do aborcji pokazuje jasno, że zmiany światopoglądowe dzieją się na pewnej płaszczyźnie nieświadomości. Jako Polacy nie powinniśmy zbagatelizować irlandzkiej lekcji.
Zmiana w myśleniu Irlandczyków jest zauważalna przynajmniej od kilkunastu lat. Nie ulega wątpliwości, że wpływ na to miało głównie przejęcie irlandzkich mediów przez brytyjskie koncerny medialne. Doprowadziło to przede wszystkim do wypierania rodzimego języka, a w sferze ideologicznej do zatruwania społeczeństwa papką libertyńską. Sprawdza się tu starożytne powiedzenie, że kropla drąży skałę. Powoli, ale systematycznie, zniechęcano Irlandczyków do tradycji, tożsamości i Kościoła. Oczywiście nie twierdzę, że w tym ostatnim przypadku Kościół był bez winy i że nie popełnił kolosalnych błędów i ciężkich grzechów. Chodzi mi bardziej o to, że jeszcze niedawno IRA terroryzowała miasta i wsie w obronie przed okupacyjną polityką Brytyjczyków, a dzisiaj Irlandczycy nie różnią się światopoglądowo i językowo od swoich wschodnich sąsiadów.
Jedno jest pewne. Współczesne media i świat informacyjny mają ogromny wpływ na to, co myślimy, na kogo głosujemy, jakie produkty kupujemy i wreszcie, jaką moralność stosujemy w życiu. Nie ulega wątpliwości, że przed Kościołem w Irlandii stoi trudne zadanie. Wydaje się, że odpowiedzią powinna być „ewangelizacyjna praca u podstaw” i odzyskiwanie zaufania poprzez nasycenie Ewangelią świadomości młodych ludzi. Na szczęście w tym przypadku także obowiązuje zasada: Kropla drąży skałę.