Minęło już ponad 50 lat od czasu ostatniego soboru zwołanego na Watykanie. Do dziś staramy się systematycznie wprowadzać zalecenia soborowe. Jego obrady w większości można uznać za bezwzględnie merytoryczne i zatwierdzone w duchu szeroko pojętej zgody. Był jednak czas, gdy dyskutowano w Kościele o sprawie fundamentalnej. W XVI wieku zwołano do Trydentu sobór, który w odpowiedzi na tezy Marcina Lutra, miał stawić czoła pytaniu, w jaki sposób zostaje usprawiedliwiony człowiek.
Wspominam to wydarzenie w kontekście Listu św. Jakuba (Jk 12, 14-18), który zadaje pytanie wprost: Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? No właśnie. Czy rzeczywiście sama wiara wystarczy, aby zbawić człowieka? Marcin Luter nie miał żadnych wątpliwości i dokonał absolutyzacji pojęcia wiary. Wystarczy – według niego – zaufać w wierze (fiducia) i sprawa załatwiona. Kościół jednak nie podzielał do końca tej opinii. Zwołany do Trydentu sobór miał odpowiedzieć doktrynalnie na to pytanie. W 1547 roku rozpoczęto prace nad Dekretem o usprawiedliwieniu. Debata była tak gorąca, że w pewnym momencie ojcom soborowym puściły nerwy i doszło do szarpaniny pomiędzy biskupem Tomaszem Sanfelice i biskupem Dionizym Zanettinim. Na szczęście z pomocą przyszli pozostali biskupi i rozdzielili wzburzonych duchownych, a pierwszego z nich zamknęli na tydzień w klasztorze, aby przemyślał swoje zachowanie. Historia ta pokazuje, z jakim trudem rodziła się prawda. Nie było łatwych rozwiązań. Na szczęście Duch Święty nie pozbawił ojców soborowych swoich natchnień. Powstał dokument, który można uznać za jeden z najlepszych w historii Kościoła.
Ale jakie rozstrzygniecie ostatecznie przeważyło? Jak to jest z tym usprawiedliwieniem człowieka? Czy rzeczywiście było warto się o to bić? Dekret wypowiada się w sposób następujący: Jesteśmy usprawiedliwiani przez wiarę, ponieważ „wiara jest początkiem ludzkiego zbawienia, fundamentem i korzeniem wszelkiego usprawiedliwienia, „bez niej nie można podobać się Bogu" (Hbr 11,6) i osiągnąć dziedzictwo Jego synów. Jesteśmy usprawiedliwiani darmo, bo nic z tego, co poprzedza usprawiedliwienie, czy to wiara, czy uczynki, nie wysługuje samej łaski usprawiedliwienia: „Jeśli bowiem dzięki łasce, to już nie dzięki uczynkom, bo inaczej łaska nie byłaby już łaską" (Rz 11,6). A zatem rzeczywiście jesteśmy usprawiedliwiani przez wiarę, ale też warte podkreślenia jest to, że nic nie wysługuje nam samej łaski usprawiedliwienia. Jest to od samego początku dzieło Chrystusa, który wysłużył nam zbawienie na krzyżu. Takie postawienie sprawy pokazuje, jak wspaniały jest Bóg w swoim zamyśle odkupienia świata. Wszystko postawił na swojego Syna z miłości do nas. To, co dla człowieka było niemożliwe, u Boga nie jest żadnym problemem. W tym kontekście warto było „zawalczyć” o prawdę.