Do spowiedzi

Tempus fugit. To już jakiś czas, gdy na falach internetowych bajtów pojawiły się doświadczenia z łagodnym spowiednikiem i kolejką do spowiedzi. Człowiek jednak pozostaje człowiekiem i do spowiedzi musi i powinien chodzić, nawet jeżeli spowiednik jest surowy, a kolejka do spowiedzi ma długość Chińskiego Muru. Jak tu jednak pokonać to dziwne uczucie, gdy trzeba podjąć decyzję o wejściu przez konfesjonał do tajemniczej rzeczywistości?

Podręczniki do spowiednictwa (a jest ich niewiele) lekko sobie tłumaczą, że spowiedź to spotkanie z lekarzem i sędzią. Żadna to dla mnie pociecha. Do lekarza nie idzie się przecież na herbatę. Lekarz bada, pyta, odsyła do innego lekarza. Od samego spojrzenia na lekarza jeszcze nikt nie wyzdrowiał, no chyba że to taka choroba, która interwencji lekarza nie potrzebuje, ale troski, obecności, współczucia. Taka choroba wcale nie musi być zmyślona – boli jak każda inna. Wizyta u lekarza może dużo kosztować. Zwłaszcza jeżeli z uporem twierdzę, że „przecież nic mi nie jest”. Tak samo ze spowiedzią. Jak tu pójść po rozgrzeszenie, skoro grzechów żadnych nie widać. Czy w takiej sytuacji Bóg oprócz grzechów „dobre uczynki” mi odpuści?

Jest wreszcie w spowiedzi coś z procesu sądowego. Jest oskarżony, oskarżyciel, poszkodowani i sam sędzia, który musi wydać wyrok. Jak tu się bronić, skoro czyny same przeciw mnie świadczą? Ścisk w żołądku, drżenie dłoni, zimne poty – tak w napięciu człowiek czeka na pierwsze słowo, które z ust sędziego padnie. Komu wierzy? Za kim stanie? Czy na pewno mnie zrozumiał? Cóż, nie pozostaje nic innego jak pokornie przyjąć werdykt i odpokutować winę. Prawo przecież twarde w swej naturze bywa. Zatem także sąd żelazną ręką musi działać. Gdyby sądu nikt się nie bał byłby to przydrożny jarmark, a nie sąd wysoki mocą prawa stanowiony.

Gdy już jednak czas się zbliża i za kratką stanąć muszę, nagle wszystko się już zmienia. Zamiast gabinetu i rozprawy, cichy głos i półcienie twarzy. Miał być lekarz – owszem jest lekarstwo. Miał być sędzia – jest i wyrok. Jednak wszystko to na dalszy plan już schodzi, bo tu spotkał się syn z ojcem, a ten wszystko mu wybaczy.

Inne artykuły autora

Anioły i demony