Każdy kto choć raz stanął przed prawdziwym sądem pamięta, że nie jest to nic przyjemnego i godnego powtórki. Nawet bycie świadkiem czy oskarżycielem posiłkowym nie zmniejsza tego dziwnego uczucia, które wzbiera w człowieku przez cały proces. W takich wypadkach jedynie kontakt z dobrym adwokatem jest w stanie przynieść nam ulgę i pociechę. Ciekawe jest to, że Jezus po doświadczeniach sądowych przed Sanhedrynem i Piłatem obiecuje uczniom posłanie wytrawnego Adwokata, który zajmie się ich sprawą.
Nikt z nas nie jest bez winy. Nawet jeśliby tak było, to przecież z tyłu głowy mamy doświadczenie ludzi niewinnych, którzy całe życie spędzili w więzieniu lub wykonano na nich karę główną. Prawie każdy oskarżony twierdzi przecież, że jest niewinny. Znane są również przypadki ciężkich zbrodniarzy, którzy dzięki pracy adwokatów uniknęli więzienia. Nie wiem, czy nas to ucieszy, ale my właśnie znajdujemy się w takim przypadku.
Każdemu z nas zdarza się ciężko obrazić Boga (notabene za obrazę sądu można dostać dodatkową karę), dlatego też nasza sytuacja prawna nie jest najlepsza. Przestępstwo domaga się kary. Cóż jednak powiedzieć na swoją obronę, jeśli grzech ciężki popełniany jest świadomie i dobrowolnie, a materia należy do ciężkich. Okoliczności czynu też nie zawsze stanowią podstawę do złagodzenia wyroku. Uratować nas może jedynie dobry Adwokat – najlepiej taki, który jest w dobrych relacjach z Sędzią.
Jezus dobrze rozegrał nasz proces. Posyła Ducha Świętego – Parakleta i Adwokata, który staje w naszej obronie mając do dyspozycji władzę, o której ziemscy adwokaci mogą tylko pomarzyć. Wstawia się za nami w naszych słabościach i oręduje za nami w sytuacjach, które wydają się beznadziejne. Działając przez sakramenty nie tylko uwalnia nas od kary, ale zmazuje winę – wymazuje naszą historię z kryminalnej kartoteki. Co więcej, jego działanie nie kończy się w momencie wygranego procesu, ale za każdym razem zajmuje się procesem resocjalizacji i profilaktyką przestępczą. Można zatem nazwać naszego Adwokata „najlepszym przyjacielem”. Bez niego toniemy, popadamy w śmierć, mieszamy się w zeznaniach i tracimy nadzieję na lepsze jutro.
Dobrze, że Duch Święty jest z nami. Bez niego nasz los byłby zdany jedynie na nas samych, a to wcale nie oznaczałoby niczego dobrego. Przegralibyśmy pewnie niejeden proces.