Wybitny fiński pisarz Mika Waltari (1908-1979) w pierwszej części tzw. „trylogii rzymskiej”, w powieści pt. Tajemnica Królestwa, wkłada w usta głównego bohatera, młodego Rzymianina, następujące słowa: „Na Rodos mój dobry nauczyciel nauczył mnie rozumieć, jak zawodna jest ludzka pamięć i jak szybko wydarzenia rozpraszają się w umyśle, plączą jedne z drugimi, a ich kolejność ulega przemieszaniu” (zob. M. Waltari, Tajemnica Królestwa, Katowice 1996, s. 164).
Zgadzam się z powyższym stwierdzeniem, ale nie zupełnie, gdyż istnieją w życiu człowieka pewne wydarzenia, które pozostawiają „niezatarty” ślad. Niekoniecznie muszą to być ważne i głośne wydarzenia, ale z jakiegoś tam powodu, bardziej trwale zapisują się w pamięci. Właśnie o takich wydarzeniach, choć być może są one mało znaczące, chcę tu wspominać, gdyż niewątpliwie w jakimś stopniu stanowią cząstkę życia wspólnoty zakonnej Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła przy Papieskim Sanktuarium Matki Bożej „ad Rupes” w Castel Sant’Elia (VT).
Wspomnienia są spisane w formie krótkich historii, opatrzonych we własne tytuły.
Wigilia Bożonarodzeniowa w samo południe
W dniu 24 grudnia 1981 roku, ks. Mieczysław Głowacki i ks. Jerzy Kołodziej, przy kościółku „Quo Vadis” w Rzymie, przygotowali pożegnalny obiad ks. Edwardowi Dacie i mnie, który był zarazem Wigilią Bożonarodzeniową z opłatkiem i życzeniami. Ta nietypowa pora Wigilii była podyktowana tym, że zaraz po obiedzie miałem się udać z ks. Edwardem do Castel Sant’Elia, do Papieskiego Sanktuarium Matki Bożej „ad Rupes”, gdzie od 1 stycznia 1982 roku, Zgromadzenie Świętego Michała Archanioła rozpoczynało swoją posługę duszpasterską. Do Castel Sant’Elia udaliśmy się autobusem, zabierając z sobą najpotrzebniejsze rzeczy osobiste. W Sanktuarium przywitał nas Rektor O. Hugon Plassmann. Było razem z nim kilku ojców franciszkanów przybyłych z Rzymu, którzy mieli pomóc mu w pracy duszpasterskiej podczas Świąt Bożego Narodzenia. Jak przebiegł nam ten pierwszy dzień pobytu w Castel Sant’Elia już nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że O. Hugon polecił nam „cicho” i „dyskretnie” odprawić sobie Mszę świętą w Grocie Matki Bożej, co zresztą bardzo chętnie uczyniliśmy.
Spotkanie z ks. Janem Chrapkiem
Nie pamiętam, kto przekazał mi klucze do Groty Matki „ad Rupes”. Musiał to być jednak O. Hugon, gdyż brat zakonny, który dotychczas pełnił obowiązki kustosza w Grocie, o ile się nie mylę, wyjechał z Castel Sant’Elia zaraz po Świętach Bożego Narodzenia. Z pewnością w dniu 27 grudnia już sam pełniłem obowiązki kustosza na dole i sprzątałem plac przed Grotą, na którym leżało mnóstwo liści mokrych i śliskich. Zimowy dzień okazał się za krótki, by poczynić konieczne porządki, toteż w dniu następnym kontynuowałem sprzątanie liści. Przy tej właśnie pracy, na schodach koło krzyża, spotkałem się z ks. Janem Chrapkiem, który w dniu 28 grudnia przybył do Sanktuarium, by pełnić obowiązki przełożonego, tworzącej się wspólnoty michalickiej. Po przywitaniu się powiedział: „Jakie to wszystko ogromne. Boję się, że tylko w trzech będzie nam trudno dać sobie radę. Wprawdzie Ojciec Generał obiecał przysłać jeszcze ludzi z Polski, ale teraz w stanie wojennym nie da się nikomu z kraju wyjechać. Rozumiem, że ty będziesz tu na dole, ks. Edward będzie pilnował domu i pomagał mi w administrowaniu placówką”.
Dziesiątek różańca po hebrajsku
Oficjalne objęcie Sanktuarium miało miejsce 3 stycznia 1982 roku. Uroczystej Mszy świętej przewodniczył Ks. Kard. Władysław Rubin z udziałem Biskupa Marcelego Rosiny, ordynariusza Diecezji Civita Castellana, Ojca Hermana Schalücka przełożonego franciszkańskiej Prowincji św. Krzyża w Saksonii oraz ks. Pawła Borkowskiego z Niemiec – delegata naszego Ojca Generała ks. Aleksandra Ogrodnika. W przeddzień tej uroczystości, 2. stycznia zawitały do naszego Sanktuarium trzy siostry zakonne z Rzymu ze Zgromadzenia Notre Dame de Sion, zaproszone przeze mnie. Zgromadzenie ich powstało dla dialogu między katolikami i żydami, stąd każda z nich przebywała przez kilka lat w Ziemi Świętej. Siostry te poznałem podczas moich studiów biblijnych w Rzymie, gdyż często korzystałem z ich biblioteki znajdującej się w pobliżu Placu Weneckiego. Gdy zobaczyły to przepiękne Sanktuarium, poświęcone Matce Najświętszej, zapragnęły odmówić tutaj choćby jeden dziesiątek różańca w języku hebrajskim.
Pierwsze powołanie puka do drzwi
Pod koniec stycznia 1982 roku w porze obiadowej odezwał się dzwonek przy furcie. Gdy poszedłem obsłużyć interesanta, okazało się, że był nim młody, niski, uśmiechnięty Alberto Carlos Santamaria de Madrit z Salwadoru. Pierwsze powołanie zakonne do naszego Zgromadzenia na ziemi włoskiej. Carlos studiując w okresie wakacyjnym język włoski na Uniwersytecie dla obcokrajowców w Perugii spotkał tam naszych kleryków. Nawiązał z nimi kontakt i po jakimś czasie zdecydował się wstąpić do naszego Zgromadzenia. Ukończył studia przygotowujące go do kapłaństwa w Viterbo i otrzymał święcenia kapłańskie w Castel Sant’Elia w 1989 roku.
Klerycy i Bracia z Polski
Pomimo stanu wojennego w Polsce i piętrzących się trudności, udało się ks. Aleksandrowi Ogrodnikowi przełożonemu generalnemu Zgromadzenia przysłać już na wiosnę trzech kleryków: Władysława Zarębczana, Kazimierza Lorencowicza i Stanisława Kilara. Przybyli oni do Castel Sant’Elia w Wielki Piątek, 9 kwietnia. Na bramie koło kuchni umieściliśmy przywitalny napis: „Witamy Was”. Kl. Stanisław Kilar po przywitaniu się, uczynił zabawne spostrzeżenie, mówiąc że od strony wewnętrznej można by na bramie umieścić jeszcze drugi napis: „Mamy Was”. Wówczas ks. Jerzy Kołodziej, który przybywał do Sanktuarium z Rzymu w każdą niedzielę i święta, witając nowo przybyłych, m.in. powiedział: „Szczerze cieszymy się z Waszego przybycia. Każdy człowiek jest wielkim bogactwem. Mamy nadzieję, że młodzi klerycy, swoją obecnością, pracą i poświęceniem, wiele wniosą w tworzenie się tej wspólnoty i pomogą w pracy przy Sanktuarium”. Kolejnych trzech kleryków oraz dwóch braci zakonnych przyjechało z Polski 1 lipca 1982 roku. Byli to kl. Władysław Suchy, kl. Marian Babula oraz br. Henryk Sławiński i br. Roman Betleja. Nazwiska i imienia trzeciego kleryka nie pamiętam. Wydaje mi się, że później odszedł on ze Zgromadzenia. Tak oto w przeciągu pół roku naszego pobytu w Castel Sant’Elia wspólnota liczyła trzech kapłanów, dwóch braci i sześciu kleryków. Ponadto był także jeden kandydat do Zgromadzenia Carlos Santamaria. Dopiero teraz, O. Hugon Plassmann, który zawsze bardzo kochał to Sanktuarium, nie ukrywał swego zadowolenia i szczerze wyznał: „Teraz wierzę, że dacie sobie radę”.
Pietyzm dla przeszłości
Ząb czasu „gryzie” nawet mury, nic więc dziwnego że murki wzdłuż drogi panoramicznej sypały się, droga krzyżowa w alei przy Sanktuarium była fatalnie zniszczona, nie mówiąc już o kościółku św. Michała Archanioła w głębi ogrodu. Toteż nowy Rektor Sanktuarium, ks. Jan Chrapek, przystępuje do systematycznych prac restauracyjnych. Dobrze wie, że Włosi mają wprost „religijny” pietyzm dla przeszłości, więc stara się zachować znaki obecności poprzedników, OO. Benedyktynów i OO. Franciszkanów. Stąd zamawia figury św. Benedykta i św. Franciszka z Asyżu u młodego artysty Ryszarda Secchi w Perugii, które zostały umieszczone we wnękach po obu stronach portalu na fasadzie pierwotnego klasztoru (nad schodami Brata Rodio). Tenże artysta wykonuje również drogę krzyżową i figury świętych, którzy odwiedzili Sanktuarium: Anastazja i Nonnoza (Opaci benedyktyńscy), św. Piusa V, papieża (wcześniej biskupa Nepi i Sutri), św. Leonarda z Porto Maurizio, św. Odona (Opat Cluny), św. Pawła od Krzyża (głosił misje w Castel Sant’Elia), św. Benedykta Józefa Labre (francuskiego pielgrzyma). Figury świętych zostały umieszczone na murze przed wejściem na schody Brata Rodio. Natomiast nad wejściem na „Drogę Panoramiczną” z lewej strony schodów na majolice zostały przedstawione postacie Sług Bożych: Matki Franciszki Streitel (1844-1911, założycielki Sióstr Matki Bożej Bolesnej), Cecylii Eusepi (1910-1928 Nepi), Luigi’ego M. Olivares’a (1873-1943, biskupa Nepi i Sutri). Ramy tufowe dla wszystkich tych dzieł wykonał miejscowy kamieniarz, 82-letni, pan Aureliusz Rossetti. Uroczystego poświęcenia drogi krzyżowej dokonał arcybiskup Jan Coppa. W roku następnym zostały podjęte pracy przy kościółku św. Michała Archanioła. Prace te były „oczkiem w głowie” ks. Rektora. Traktował je bowiem jako swego rodzaju sprawę honoru, gdyż chodziło tu o naszego Świętego Patrona. Prace murarskie wykonywał pracowity i szlachetny tato naszych dwóch współbraci Jana i Piotra Bieńka. Natomiast wystroju wewnętrznego dokonał wspomniany już artysta z Perugii Ryszard Secchi. Wymalował on gigantyczny fresk przedstawiający walkę św. Michała Archanioła z diabłem, przyozdobiony historią biblijną od Adama i Ewy do Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa. Postać św. Michała Archanioła była na tym fresku raczej nieudana, przypominała bowiem dużego motyla, natomiast diabeł był wężem tak dużym, że przerażał dzieci. Ks. Mieczysława Głowackiego natomiast przerażała „uroda” rajskiej Ewy, toteż tak ją starannie ukrył za zielonym krzewem, że zaledwie widać jej było czubek nosa. Z czasem, o ile się nie mylę, całe to dzieło zostało zamalowane.
Tajemnicza choroba O. Hugona
W kwietniu 1982 roku zachorował bardzo ciężko O. Hugon. Lekarz miejscowy skierował go do szpitala w Civita Castellana. Sprzeciwił się temu ks. Jan Chrapek i poczynił starania, by umieścić O. Hugona w słynnej Klinice Gemelli w Rzymie. Gdyby nie ta mądra i stanowcza decyzja ks. Jana, różnie by się mogło stać, gdyż nawet w Klinice zachodzili w głowę, co to jest za choroba. Ostatecznie ustalono, że O. Hugon tak bardzo cierpiał z powodu konieczności odejścia z Sanktuarium, gdzie spędził prawie 40 lat życia, że i strona fizyczna organizmu odmówiła posłuszeństwa. Po powrocie z Kliniki O. Hugon powiedział mi, że on zawsze przeżywał bardzo ciężko przeniesienie z domu do domu, i już kiedyś w przeszłości na coś takiego chorował. Uśmiechając się dodał: „Ludzie mają w sobie coś ze zwierzęcia: jedni mają coś z kota, inni z psa, jeszcze inni z konia czy woła. Stąd mówi się fałszywy jak kot, wierny jak pies, silny jak koń, pracowity jak wół. Ja mam chyba coś z psa, i wrastam w miejsce zamieszkania. Przeniesienie mnie równa się wydarciu z korzeniami”.
Musi być pięknie
Staranne sprzątanie Groty w każdy poniedziałek, częste układanie kwiatów, pilnowanie palących się świec należało do stałej troski o Grotę. Na maj postanowiłem wymalować pięknie kratę przed cudownym obrazem Matki Bożej. W czasie wakacji zostały zmienione oświetlenia w prezbiterium i dokonaliśmy nowego podświetlenia obrazu. Dwie maleńkie żaróweczki, trzymające dotychczas obraz w półmroku, zostały zastąpione oświetleniami „wydobywającymi” całe piękno obrazu. Dla większego upiększenia terenu wokół Groty nie poprzestałem jedynie na sprzątaniu. Przyszło mi na myśl, by wykorzystać jeden ze zbiorników wody na kolorowe rybki. Wybrałem zbiornik najbliższy Groty, umieściłem w nim dwa duże kamienie oraz płytę marmurową 60x90 cm, by rybki miały gdzie się schronić w czasie spiekoty. Widzę, że ten pomyśl zaowocował, gdyż nieprzerwanie przez 25 lat są tam rybki. Z czasem pojawiły się tam również żółwie wodne.
Duchowe znaczenie obrazu Matki Bożej „ad Rupes”
Pielgrzymi często pytali o historię Sanktuarium i cudownego obrazu. W miarę możliwości starałem się opowiadać, to co zdołałem wystudiować lub dowiedzieć się z przekazu ustnego. Czułem jednak pewien niedosyt, jeśli chodzi o treść obrazu. Przewodniki podawały, że w czasach pogańskich była tu czczona Diana, bogini lasów, zwierząt, księżyca i płodności. Była ona także boginią polowania. Pierwsi eremici, a następnie OO. Benedyktyni, chcąc ludziom zastąpić kult bogini Diany zaczęli czcić na jej miejsce Matkę Najświętszą z Dzieciątkiem Jezus. Było to niejako zastąpienie Diany, Maryją, a ofiary polowania, „martwym” Dzieciątkiem na jej kolanach. Wpatrując się w obraz dostrzegłem inne treści, sięgające swymi korzeniami Biblii i nauki Kościoła. Zauważyłem dwa podstawowe gesty: złożone ręce Matki Najświętszej nad śpiącym Dzieciątkiem Jezus oraz Dzieciątko Jezus złożone na kolanach Matki. Gdy zacząłem te gesty studiować w świetle Pisma Świętego to zaraz dostrzegłem, że każdy z nich ma swoją głęboką wymowę. Oficjalne i urzędowe położenie dziecka „na kolanach” na całym Bliskim Wschodzie i w świecie Biblii stanowi prawną deklarację: to jest moje dziecko. Ten gest wykonywał oczywiście ojciec dziecka, gdyż kto jest matką wszyscy wiedzą, natomiast ojcostwo musiało być dopiero zadeklarowane. A zatem Dzieciątko Jezus złożone na kolanach Matki Najświętszej wyraża Jej deklarację: to Dzieciątko jest moim synem. Jest to wyznanie Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Natomiast drugi gest, złożonych rąk nad Dzieciątkiem, jest z kolei wyznaniem wiary Matki Najświętszej w Jego Bóstwo, gdyż żadna matka nie składa rąk w modlitwie do swego dziecka. A zatem obraz przedstawia wyznanie wiary w prawdziwe Bóstwo i w prawdziwe Człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, dokonane przez samą Matkę Najświętszą.
Rozmowa o wczoraj i dziś Sanktuarium z ks. dr. Stanisławem Żuradem – portal młodzieżowy Poloniatomy.pl
Grota i Obraz Matki Bożej "ad Rupes"